Kochani,
Niedawno był Dzień Zakochanych, dużymi krokami idzie wiosna. Podobno ta pora roku sprzyja miłości. W związku z tym chciałabym podzielić się z Wami pewną historią, która dotyczy uczuć. Czy istnieje coś takiego jak chemia miłości? Ciekawa jestem Waszych opinii na ten temat. Piszcie śmiało.
Chemia
Między dwojgiem ludzi powinna być chemia. Jej brak, tak samo jak stwierdzenia: „zawsze” i „nigdy”, tworzą pustkę, która z czasem się pogłębia. Znam kobietę, która pogubiła się w tym wszystkim. Od dziesięciu lat przykładna mężatka, bezdzietna, bo los tak chciał. Z mężem poza wspólnym mieszkaniem nie łączyło ich właściwie nic. On wracał z pracy, siadał na kanapie przed telewizorem z piwem w ręku, ona wracała z pracy i szykowała dla nich późny obiad. Nie kłócili się, bo po co? Jednak także z tego samego powodu nie rozmawiali. Owszem, mówili do siebie, a właściwie informowali się o sprawach wzajemnych: że trzeba zrobić zakupy, że pralka się zepsuła, że on chciałby, by poszła z nim na zakupy, bo potrzebuje nowych spodni, a kompletnie nie wie, co się teraz nosi, że trzeba zapłacić rachunek za prąd, że on dziś wróci później z pracy i niech ona nie szykuje obiadu, bo on zje w pracy…
Okazało się, że te powroty stały się coraz częstsze i ona ciągle jadła obiad w towarzystwie mamy, siostry, koleżanki. Pewnego dnia, gdy poszedł pod prysznic, dostał SMS od Ilony o treści: „Czekam. Tęsknię.”. Zdenerwowała się i wyszła na balkon zapalić papierosa. Wyszedł z łazienki cały ociekający wodą, chciał się przytulić, a może coś więcej, a ona wyjechała mu wtedy z tą Iloną i czekała na reakcję. Zrozumiał, odsunął się, nie zaprzeczył. Po chwili oznajmił, że wychodzi, że ma jeszcze coś do załatwienia. Nie wrócił na noc. Wiedziała, bo ryczała w poduszkę do czwartej nad ranem. Potem postanowiła wziąć wreszcie sprawy w swoje ręce. Pomyślała, że gdyby mieli dziecko, to może byłoby inaczej.
W pracy opowiedziała koleżankom o wczorajszym zajściu, a one poradziły, by się rozwiodła. Posłuchała, bo w końcu czemu ma tolerować taką stagnację? Jest jeszcze młoda, pełna energii, siedzenie w kapciach przed telewizorem nie dla niej. Zaczęła korzystać z aplikacji randkowej, spotykać się z mężczyznami. Jeden okazał się wyjątkowo obiecujący, pojechała do niego na noc. O dziwo, do niczego nie doszło, tylko przytulali się i rozmawiali. Okazało się, że on ma stwardnienie rozsiane, tylko chciał jej o tym powiedzieć osobiście. Nie wiedziała jeszcze, czym jest to schorzenie, a może potrzebowała mieć się kim opiekować. W każdym razie została.
Rozwiedli się bez orzekania o winie. Dowiedziała się od znajomej, że jej mąż nie jest już z Iloną. Trudno powiedzieć, co wtedy poczuła. A jej obecny partner był cierpliwy właściwie tylko przez miesiąc. Potem zaczął tłuc talerze, krzyczeć. Zrzucała to na karb choroby. Miała swoją potrzebną do życia adrenalinę. W łóżku nie było jej wcale lepiej niż z byłym. Może tak musi być? – myślała i brnęła w ten związek dalej. Trwało to pół roku. Życie w ciągłym strachu, bo nie wiadomo, jaki dziś będzie miał humor. Nie wytrzymała, odeszła do swojego starego mieszkania, którego jakimś trafem nie sprzedała.
Potem pojawił się Tomek. Starszy o pięć lat, poznali się w sklepie. Zapytał, czy może dać mu swój numer telefonu. Pomyślała, że nie robi nic złego, tym bardziej, że jej się spodobał. Poprzedni faceci, z wyglądu – „połamańce”, nie mogliby dorównać Tomkowi, który nie stronił od siłowni. Zadzwonił jeszcze tego samego wieczoru. Spotkała się z nim i poszli do łóżka. Tak po prostu. Okazało się to dla niej strzałem w dziesiątkę. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła. Widywali się regularnie. Okazało się, że ma narzeczoną, jednak nie chce z nią się żenić. Tamta oczywiście nic nie wiedziała o ich spotkaniach. W zasadzie nie przeszkadzało jej bycie tą drugą, bo po raz pierwszy w życiu odkryła, czym jest seks i jak czerpać z niego radość. Kiedy jednak dowiedziała się, że Tomek ma jakieś powiązania ze światem przestępczym, szybko zakończyła znajomość. Dla odmiany kupiła psa, z którym wieczorami siadała na kanapie i było jej dobrze, nie narzekała.
Co jakiś czas widywała się ze swoim byłym mężem. Nie sposób bowiem, mieszkając na jednym osiedlu, tego nie robić. Pewnego dnia zaprosił ją na kawę i powiedział, że chciałby wrócić. Że próbował ułożyć sobie życie inaczej, jednak nie wyszło i że z nikim nie żyło mu się tak dobrze jak z nią. Powiedziała, że to przemyśli i już nazajutrz zadzwoniła do niego wyrażając zgodę.
To już koniec tej historii. Uprzedzając wasze pytanie powiem, że ponownego ślubu nie wzięli, jednak mieszkają razem i są postrzegani jak „stare dobre małżeństwo”. I gdzie ta chemia? – spytacie. Widocznie nie jest nią to, co wszyscy powszechnie uważamy.