Wszystkie wpisy, których autorem jest Eliza Mikulska

Trochę poezji na wiosnę

Poniżej zamieszczam jeden z moich wierszy. Mam nadzieję, że wiosna zagości także w Waszych sercach. Życzę Wam tego ze wszystkich sił ;).

Wiosna

Zieleń ocknęła się z letargu,

Soczystym płaszczem

Otula wszystko wokół.

Pająki snują girlandy z nitek

Niczym krawcy

Najprzedniejsze stroje.

Powietrze pachnie

Koktajlem pierwszych kwiatów,

Wibruje nutką świeżości.

Skowronek wzniósł się

Nad polem wysoko,

Oznajmia wszystkim,

Że nadeszła wiosna.

Słówko o modzie na co dzień

IMG_20190312_105948IMG_20190312_105948IMG_20190312_105824

Jak nosicie się na co dzień? Czy Wasza odzież jest w stonowanych barwach, czy też „krzyczy” jaskrawością? A może do swoich codziennych stylizacji dodajecie odważniejsze dodatki? Bardzo Was namawiam do eksperymentowania w tym zakresie. Nieważne ile macie lat. Uważam, że czarny i brązowy zawsze postarza, a szary i granatowy są zbyt zachowawcze. Nie oznacza to, że macie ich nie nosić. Spróbujcie jednak je odrobinę ożywić: torebką, apaszką, zegarkiem, czy choćby kolorowymi rajstopami. Zaryzykujcie, a się opłaci. Będziecie wyglądać niczym barwne, stylowe motyle. Powodzenia!

Powyżej zamieszczam zdjęcia moich wiosennych stylizacji z granatem w roli głównej. :)

IMG_20190312_105824

Chemia miłości

Kochani,

Niedawno był Dzień Zakochanych, dużymi krokami idzie wiosna. Podobno ta pora roku sprzyja miłości. W związku z tym chciałabym podzielić się z Wami pewną historią, która dotyczy uczuć. Czy istnieje coś takiego jak chemia miłości? Ciekawa jestem Waszych opinii na ten temat. Piszcie śmiało. :)

Chemia

Między dwojgiem ludzi powinna być chemia. Jej brak, tak samo jak stwierdzenia: „zawsze” i „nigdy”, tworzą pustkę, która z czasem się pogłębia. Znam kobietę, która pogubiła się w tym wszystkim. Od dziesięciu lat przykładna mężatka, bezdzietna, bo los tak chciał. Z mężem poza wspólnym mieszkaniem nie łączyło ich właściwie nic. On wracał z pracy, siadał na kanapie przed telewizorem z piwem w ręku, ona wracała z pracy i szykowała dla nich późny obiad. Nie kłócili się, bo po co? Jednak także z tego samego powodu nie rozmawiali. Owszem, mówili do siebie, a właściwie informowali się o sprawach wzajemnych: że trzeba zrobić zakupy, że pralka się zepsuła, że on chciałby, by poszła z nim na zakupy, bo potrzebuje nowych spodni, a kompletnie nie wie, co się teraz nosi, że trzeba zapłacić rachunek za prąd, że on dziś wróci później z pracy i niech ona nie szykuje obiadu, bo on zje w pracy…

Okazało się, że te powroty stały się coraz częstsze i ona ciągle jadła obiad w towarzystwie mamy, siostry, koleżanki. Pewnego dnia, gdy poszedł pod prysznic, dostał SMS od Ilony o treści: „Czekam. Tęsknię.”. Zdenerwowała się i wyszła na balkon zapalić papierosa. Wyszedł z łazienki cały ociekający wodą, chciał się przytulić, a może coś więcej, a ona wyjechała mu wtedy z tą Iloną i czekała na reakcję. Zrozumiał, odsunął się, nie zaprzeczył. Po chwili oznajmił, że wychodzi, że ma jeszcze coś do załatwienia. Nie wrócił na noc. Wiedziała, bo ryczała w poduszkę do czwartej nad ranem. Potem postanowiła wziąć wreszcie sprawy w swoje ręce. Pomyślała, że gdyby mieli dziecko, to może byłoby inaczej.

W pracy opowiedziała koleżankom o wczorajszym zajściu, a one poradziły, by się rozwiodła. Posłuchała, bo w końcu czemu ma tolerować taką stagnację? Jest jeszcze młoda, pełna energii, siedzenie w kapciach przed telewizorem nie dla niej. Zaczęła korzystać z aplikacji randkowej, spotykać się z mężczyznami. Jeden okazał się wyjątkowo obiecujący, pojechała do niego na noc. O dziwo, do niczego nie doszło, tylko przytulali się i rozmawiali. Okazało się, że on ma stwardnienie rozsiane, tylko chciał jej o tym powiedzieć osobiście. Nie wiedziała jeszcze, czym jest to schorzenie, a może potrzebowała mieć się kim opiekować. W każdym razie została.

Rozwiedli się bez orzekania o winie. Dowiedziała się od znajomej, że jej mąż nie jest już z Iloną. Trudno powiedzieć, co wtedy poczuła. A jej obecny partner był cierpliwy właściwie tylko przez miesiąc. Potem zaczął tłuc talerze, krzyczeć. Zrzucała to na karb choroby. Miała swoją potrzebną do życia adrenalinę. W łóżku nie było jej wcale lepiej niż z byłym. Może tak musi być? – myślała i brnęła w ten związek dalej. Trwało to pół roku. Życie w ciągłym strachu, bo nie wiadomo, jaki dziś będzie miał humor. Nie wytrzymała, odeszła do swojego starego mieszkania, którego jakimś trafem nie sprzedała.

Potem pojawił się Tomek. Starszy o pięć lat, poznali się w sklepie. Zapytał, czy może dać mu swój numer telefonu. Pomyślała, że nie robi nic złego, tym bardziej, że jej się spodobał. Poprzedni faceci, z wyglądu – „połamańce”, nie mogliby dorównać Tomkowi, który nie stronił od siłowni. Zadzwonił jeszcze tego samego wieczoru. Spotkała się z nim i poszli do łóżka. Tak po prostu. Okazało się to dla niej strzałem w dziesiątkę. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła. Widywali się regularnie. Okazało się, że ma narzeczoną, jednak nie chce z nią się żenić. Tamta oczywiście nic nie wiedziała o ich spotkaniach. W zasadzie nie przeszkadzało jej bycie tą drugą, bo po raz pierwszy w życiu odkryła, czym jest seks i jak czerpać z niego radość. Kiedy jednak dowiedziała się, że Tomek ma jakieś powiązania ze światem przestępczym, szybko zakończyła znajomość. Dla odmiany kupiła psa, z którym wieczorami siadała na kanapie i było jej dobrze, nie narzekała.

Co jakiś czas widywała się ze swoim byłym mężem. Nie sposób bowiem, mieszkając na jednym osiedlu, tego nie robić. Pewnego dnia zaprosił ją na kawę i powiedział, że chciałby wrócić. Że próbował ułożyć sobie życie inaczej, jednak nie wyszło i że z nikim nie żyło mu się tak dobrze jak z nią. Powiedziała, że to przemyśli i już nazajutrz zadzwoniła do niego wyrażając zgodę.

To już koniec tej historii. Uprzedzając wasze pytanie powiem, że ponownego ślubu nie wzięli, jednak mieszkają razem i są postrzegani jak „stare dobre małżeństwo”. I gdzie ta chemia? – spytacie. Widocznie nie jest nią to, co wszyscy powszechnie uważamy.

Coś o życiu…

Ostatnio czytałam pewną książkę, w której natknęłam się na takie oto motto:

„Życie nie jest prostym i łatwym do przejścia korytarzem, którym podążamy wolni i nieskrępowani. Jest labiryntem, w którym musimy nieustannie szukać drogi, często czujemy się zagubieni i wystraszeni, ciągle trafiamy w ślepe zaułki.

Jeżeli jednak nie tracimy wiary, to na pewno otworzą się przed nami drzwi. Być może nie te, o których myślimy, ale zawsze będzie za nimi czekało na nas coś dobrego.” A. J. Cronin

Ciekawa jestem Waszej opinii na ten temat. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jak wiele zależy od Was samych, a ile jest kwestią pomocy innych lub dziełem opatrzności? Poddaję to pod Waszą rozwagę :).

Smutna historia?

Dziś zamieszczam historię, która mogła wydarzyć się naprawdę. Trzymam kciuki za jej bohaterkę. Ten znak zapytania ma symbolizować pozytywne zakończenie.

Przebudzenie

Tak, urodziłam córeczkę. Teraz ma 3 lata, duża z niej dziewczynka i taka kochana. Może i śliczna, jednak nie to jest najważniejsze. Że przesadzam? Tak myślałam po jej urodzeniu, a teraz się boję, że jutro już nie obudzę się i nie będę mogła na nią popatrzeć, ucałować jej malutkich stópek, przytulić i powąchać jak pachnie. Nie patrz tak na mnie, nie zwariowałam. Zaraz ci pokażę. Widzisz? Teraz rozumiesz? Nie wiedziałaś, że to peruka? Przecież moje włosy nigdy nie były mocne. Może teraz, gdy ten meszek odrośnie? Nigdy nie wiadomo. Nie potrzebuję litości, nie przytulaj mnie. Łaknęłam tego, gdy Lila miała osiem miesięcy. Wtedy jednak nie było przy mnie nikogo, tylko Tomek i moi rodzice. Przyjaciele, znajomi nagle przestali dzwonić, przychodzić, interesować się. Doszło do tego, że przechodzili na drugą stronę ulicy udając, że mnie nie poznają. Że schudłam, że zbladłam? To ma być powód? A może myśleli, że to zaraźliwe? Czułam się jak trędowata. W głowie układałam najczarniejsze scenariusze, byłam nie do wytrzymania i ten dobijający ból głowy i brak siły na cokolwiek. Nawet, gdybym bardzo chciała, to nie mogłam. Moje nogi i pozostałe członki odmawiały posłuszeństwa. Potem było jeszcze gorzej. Do tego wszystkiego ten strach, że umrę, choć nie byłam na to gotowa. Ile łez wylałam, ile razy myślałam, że może lepszym wyjściem byłoby samobójstwo? Zaraz przychodziła refleksja: no przecież jest Lila, nie mogę tego zrobić i… tak naprawdę nie chcę. Może powinnam czuć się wybrana, bo w moim wieku zachorowuje podobno jedna osoba na sto tysięcy. Poza tym lekarze dają mi sześćdziesiąt procent szans na przeżycie. Że to dużo i żebym się nie martwiła? Nie ośmieszaj się. Przecież nie wiesz nic o mnie i o tym, co czuję. Nikt z twoich bliskich tak nie cierpiał. Czasem myślę, że to spotkało mnie za karę. Bywałam podła, nie dawałam się podporządkować nikomu. Zobacz jaki Tomek miał ze mną krzyż pański, ile musiał się nachodzić, natrudzić, żebyśmy byli razem. Zachowywałam się jak rozkapryszona księżniczka. No co tak patrzysz? Myślę, że to było mi potrzebne, żeby zrozumieć i ustalić nowe priorytety. Mam nadzieję, że najgorsze za mną, że pokonałam to draństwo. Jednak nigdy nie możesz być pewna jutra. Nie powinnaś układać długofalowych planów, bo lekarz zleci badanie krwi, dasz sobie jej trochę upuścić, niczego się nie spodziewając, a to zmieni całe twoje życie.

Teraz już rozumiesz dlaczego mój system wartości jest inny? Wymyśliłam go na nowo dla Lilki i dla siebie. To tak, jakbym się przebudziła do innego życia. Dobrze, że już jest wiosna…

 

Powiało wiosną

20170527_140506

Witajcie Kochani,

Wszyscy, lub prawie wszyscy mamy już dość takiej zimy za oknem, tęsknimy za słońcem, za wiosną. Oto moja propozycja dla wszystkich tych, którzy chcą zaprosić wiosnę do swoich domów. Bardzo prosty przepis na wiosenne ciasteczka, takie jak na zdjęciach. Przyznajcie, że są urocze :).

SKŁADNIKI:

2 szklanki mąki, 1 margaryna do pieczenia, 1 serek waniliowy, 1 jajko, cukier waniliowy.

Zagniatamy kruche ciasto, wałkujemy, wycinamy kształty foremkami. Wstawiamy do pieczenia do piekarnika nagrzanego do 170 stopni C. Pieczemy około 15 – 20 minut. Smacznego :)

20170527_142545

 

Człowiek zagadka?

Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, że każdy człowiek ma swoją historię? I to jest właśnie takie niesamowite w nas wszystkich. Często nie spodziewamy się, że osoba, z którą rozmawiamy, spotykamy się w różnych miejscach: na ulicy, w sklepie, w autobusie, itd. przeżyła tyle niesamowitych rzeczy i dopiero, gdy otwiera się przed nami, przychodzi zaskoczenie. Często przytrafia mi się coś takiego i choć nie zawsze wiem, co powinnam powiedzieć lub zrobić, to staram się wysłuchać. W życiu każdego z nas zdarzają się zakręty i zawirowania. Ważne jest, by umieć z nich czytać znaki. Każdy zakręt zawiera drogowskaz, wszystko jest po coś i w pewnym momencie zaczynamy rozumieć przesłanie.
Każdy człowiek jest jak książka. Nauczmy się uważnie czytać. Zwracała nam na to uwagę Wisława Szymborska pisząc:
„Żyjemy dłużej, ale mniej dokładnie
i krótszymi zdaniami”.