Dzień Dziecka

Z tej okazji życzę wszystkim dzieciom na całym świecie uśmiechu, bo wszystkie pięknie to robicie i potraficie rozjaśnić nawet najbardziej pochmurny dzień. W prezencie napisana przeze mnie bajka o Kopciuszku. Jest jednak nieco inna od tej, którą znacie. Miłego czytania :).

Kopciuszek

            Dawno, dawno temu w czasach, gdy nie było telewizorów i samochodów w małym miasteczku, w niedużym domeczku mieszkała sobie z rodzicami dziewczynka. Jej tata był myśliwym. Ciągle polował na zające, przepiórki i bażanty w pobliskim lesie i wszystkie swoje zdobycze zanosił na królewski dwór. Żyli dostatnio i szczęśliwie. Dziewczynka często chodziła z mamą na łąkę i zbierała zioła i kwiaty, podziwiała motyle i żuczki i śpiewała głosem tak pięknym, że słowik jej zazdrościł. Głos jej niósł się hen, hen daleko aż do królewskiego dworu. Często słuchał tego śpiewu królewski ogrodnik, słuchały królewskie praczki i kucharki i cała reszta służby. Jedynie próżny królewicz był głuchy na tak piękne dźwięki. Zajmował się tylko sobą i podziwianiem w lustrze swojej urody. Nie interesowało go nic poza tym.

Pewnego popołudnia w powietrzu znów uniosła się pieśń dziewczynki. Tym razem była ona tak przejmująca i tak smutna, że wszystkim krajało się serce i wszyscy zatykali uszy, zamykali okna, bo z żalu nie mogli słuchać. Okazało się, że mama dziewczynki ciężko zachorowała i umarła. Wdowiec nie umiał sobie poradzić, nie radziła sobie też dziewczynka. Płakali długo nad swoim losem i nie wiedzieli jak żyć dalej po tym, co ich spotkało.  Mijały kolejne dni i wcale nie było lepiej…

Aż tu nagle obok ich domostwa przejeżdżał powóz prawdziwy i odpadło mu koło. Dziewczynka z ojcem szybko ruszyli na pomoc. Z powozu wysiadła piękna pani i jej dwie córki. Wszystkie bardzo przestraszone. Dziewczynka zaprosiła je na herbatę, a w tym czasie jej tata skończył naprawiać urwane koło. Piękna pani bardzo myśliwemu dziękowała i dyskretnie po domu się rozglądała.  – A gdzie wasza żona, Panie? – zapytała – Jej także podziękować bym chciała.

Dziewczynka i jej tato spojrzeli po sobie i posmutnieli. – Odeszła z tego świata – cicho odpowiedział myśliwy.

– Nie smućcie się więcej, pomogę wam jako i wy mnie żeście pomogli – odrzekła piękna Pani i uśmiechnęła się. Od tej pory dziewczynka znów miała mamę, a myśliwy żonę. Nic jednak nie było takie samo…

Zamiast pomocy bowiem dziewczynka dostała tylko mnóstwo obowiązków. -Będziesz pracować, to nie będziesz myśleć o swojej matce – mówiła piękna Pani, która nazywała się Gryzelda i była zgryźliwa jak nikt inny dotąd. A jej córki prześcigały się w grymaszeniu. Wtedy ich śliczne buźki wykrzywiały się niezadowolone i przestawały być śliczne. Nie podobało się to dziewczynce, ale cóż mogła biedna sierotka zrobić. Miała dobre serduszko i bała się przeciwstawić macosze i jej córkom. W dodatku nie miała już czasu biegać po łące i zachwycać się przyrodą, chodziła ciągle potargana i brudna, w zniszczonej sukience, bo nie miała na nic czasu. Macocha i córki naśmiewały się z niej i nazywały Kopciuszkiem. Biednemu myśliwemu serce pękało z żalu, jednak on również nie potrafił przeciwstawić się Gryzeldzie.

Pewnego wieczoru macocha wezwała swojego męża do salonu i rzekła: – Weź Kopciuszka na koń i wywieź daleko do lasu. Tak daleko, żeby już nie mogła wrócić i żeby zjadły ją wilki. Mamy jeszcze dwie córki, a taki darmozjad, który chodzi ciągle umorusany nie jest nam do niczego potrzebny. Zadrżało serce myśliwego na te słowa. – Przecież Kopciuszek nic złego nie zrobił. Za co chcesz ją tak ukarać?

– Albo zrobisz to, com rzekła, albo jak wrócisz jutro z dworu, już jej nie zobaczysz, bo ja ją wywiozę.

Cóż było robić? Biedny ojciec obudził dziewczynkę, wsadził ją na koń i wywiózł głęboko do lasu. Łzom i przytulaniom ojca i Kopciuszka nie było końca. Dziewczynka rozumiała jednak, że tak być musi. Bała się jednak zostać w lesie sama, tym bardziej, że oboje z ojcem widzieli błyskające w ciemnościach, wpatrujące się w nich oczy. Nagle te oczy zaczęły się zbliżać do nich. Przytulili się jeszcze mocniej i czekali co też to się wydarzy.

– Nie płaczcie już więcej. Nasze serca tego nie wytrzymają – odezwał się głos – Kopciuszek zamieszka z nami, czyli z siedmioma krasnoludkami.

Na te słowa ucieszył się myśliwy, uścisnął Kopciuszka i wszystkie krasnale,  wsiadł na konia i z obietnicą, że odwiedzi córkę, ruszył w drogę powrotną. Gdy Gryzelda go zapytała, co z Kopciuszkiem, udawał przygnębienie i powiedział, że dziewczynka na pewno nie wróci.    Kopciuszek tymczasem pomagał krasnalom, sprzątał ich domek, gotował obiady, spotykał się z ojcem i znów miał czas, by odkrywać świat przyrody i radośnie śpiewać. A jego głos niósł się daleko, daleko aż na łąki, aż na dwór królewski, aż do domu myśliwego… Któregoś razu śpiewy Kopciuszka usłyszała Gryzelda. Rozzłościła się okrutnie i zrobiła myśliwemu awanturę. – Za blisko ją wywiozłeś, skoro wilki jej nie zjadły. Popraw się tym razem i wywieź ją dalej. Nie mogę już słuchać tych śpiewów!

Myśliwy próbował zaprzeczać, próbował tłumaczyć, że to nie Kopciuszek, tylko ptaki śpiewają, że Gryzelda pewnie się przesłyszała, jednak nie było rady. Uparta macocha postawiła na swoim i kazała mu jechać do lasu.

Spotkał się myśliwy z Kopciuszkiem i wyjaśnił, że musi opuścić dom krasnoludków i zniknąć w leśnej gęstwinie, bo mieszka za blisko i Gryzelda słyszy jej głos. Zmartwił się Kopciuszek, zmartwiły się krasnale. Zdążyły się bowiem już przyzwyczaić do tego, że  dziewczynka zawsze na nich czekała z obiadem i dobrym słowem. Tego dnia w odwiedzinach u krasnali była świnka. Słysząc to wszystko, uśmiechnęła się i powiedziała: -Nie martwcie się wcale. Wszak ja mieszkam dalej. Razem ze mną bracia dwaj moi mili. Kopciuszek może zamieszkać z nami. Tam gdzie mieszkamy, nie ma już wilka. Wyniósł się zaraz po tym, jak zniszczył naszą słomianą i drewnianą chatkę. Teraz z braćmi mamy murowany domek i dobrze nam się wiedzie. Chodź ze mną Kopciuszku.

Dziewczynka pożegnała się z krasnalami i razem z ojcem wyruszyła do domu trzech świnek. Pozostali bracia przywitali ją z radością i urządzili specjalnie dla niej jeden z pokoików. Znów Kopciuszek mógł się czuć bezpiecznie, spotykać z ojcem i śpiewać wesoło. A śpiew ten leciał wysoko pod chmury, daleko za góry i trafił także do domku myśliwego. I znów tak, jak poprzednim razem usłyszała go Gryzelda. Wieczorem zrobiła myśliwemu awanturę i kazała wywieźć Kopciuszka jeszcze dalej.

– Ale to już koniec królestwa i naszego lasu – próbował protestować myśliwy.

– Właśnie o to chodzi. Na obcej ziemi Kopciuszek nie będzie szczęśliwy i wreszcie przestanie śpiewać. A poza tym sąsiednie królestwo znane jest z okrucieństwa wilków, więc możesz się domyślić, co się z nią stanie – Gryzelda zaśmiała się okrutnie, aż ściany domku zadrżały.

Zmartwił się myśliwy, lecz cóż było robić. Wsiadł na koń i pojechał do domku świnek. Bracia się rozpłakali. Zdążyli już bowiem przyzwyczaić się do towarzystwa dobrej dziewczynki. Wiedzieli, że jeśli myśliwy pójdzie z dziewczynką dalej, to nie będzie już dla niej ratunku. Wiedzieli też, że nie ma wyjścia, gdyż o zgryźliwości i podłym sercu Gryzeldy krążyły legendy w całym królestwie. Pożegnali się z dziewczynką i jej ojcem i odprowadzili ich do leśnej granicy królestwa.

Myśliwy z córką strwożeni wchodzili w coraz głębszy las, czujnie rozglądając się wokół. Nagle naprzeciw nich wybiegło stado wilków. „No to już po nas” –  zdążyli pomyśleć Kopciuszek i myśliwy zanim strach na dobre zajrzał im w oczy. Nagle z najciemniejszego zakątka wychynęła piękna Pani w lśniącej szacie i stanęła na wprost wilków, zasłaniając swym blaskiem Kopciuszka i jej tatę. Wilki cofnęły się o dwa kroki i oddały pięknej Pani pokłon. Okazało się, że to sama Królowa Lasu stoi przed nimi i rozjaśnia wszystko wokół. A blask jej jest tak wielki, że chcąc nie chcąc musieli zmrużyć oczy. A wtedy poczuli coś jakby podmuch delikatnego zefirka i zaczęli się zmniejszać. Zmniejszali się i zmniejszali, a zamiast rąk urosły im piękne, kolorowe pióra, a zamiast nóg – ogon, zamiast ust dzióbki i już, już poczuli, że mogą pofrunąć radośnie, że mogą przysiąść na gałązce i że są naprawdę  bezpieczni i nic im nie grozi.

Od tej pory Kopciuszek i jej tata mieszkają w leśnej głuszy i śpiewają srebrzystym głosem piosenki o swoim losie. O śmierci mamy Kopciuszka i żony myśliwego, o okrutnej macosze Gryzeldzie i jej córkach, o siedmiu krasnoludkach, o trzech świnkach, o Królowej Lasu, ale przede wszystkim o tym, że prawdziwa więź rodzinna wszystko przetrzyma i nic nie jest w stanie jej zniszczyć. Na pewno sami nie raz, nie dwa, będąc w lesie słyszeliście pieśń Kopciuszka i jego taty. Następnym razem przysłuchajcie się uważniej, a może rozróżnicie słowa? A może zobaczycie, jak dwa małe ptaszki zmieniają się raz w roku w dniu śmierci mamy Kopciuszka w ludzi, by móc odwiedzić jej grób? Kto to wie? Musicie być tylko bardziej czujni.

Eliza Mikulska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *